Jesteś tu:Informacje / Kultura i rozrywka / Rozmowa z Martyną Jakubowicz

Rozmowa z Martyną Jakubowicz


Wstawiony przez admin 17 sierpień 2008

SPiMW: Jest Pani wokalistką, gitarzystką i kompozytorką. Co jest jednak dla Pani najważniejsze?
MJ: Wszystko jest ważne, jeśli człowiek sam sobie pisze piosenki!

SPiMW: Co sprawia, że po tylu latach na scenie nadal chce Pani tworzyć i śpiewać?
MJ: Taki mam zawód. Człowiek w pewnym momencie podejmuje decyzję, co będzie w życiu robił i powinien czynić to konsekwentnie, skoro ludzie tego chcą.

SPiMW: Przytoczę Pani słowa "Zawsze wydawało mi się, że muzyka mówiąca o prawdzie, miłości i samotności czyli sprawach dotyczących każdego człowieka jest ludziom potrzebna" Skąd taki wniosek?
MJ: Bierze się to przecież z samego życia!

SPiMW: Pewnego razu na zadane na czacie pytanie "Czym dla Pani jest śpiewanie?" odpowiedziała Pani "Życiem i sposobem na nie". Jaki to sposób? Czy to misja niesienia ludziom muzyki?
MJ: Misja To zdecydowanie za duże słowo! To przyjemne kiedy ludzie przychodzą na koncerty i coś im to daje, są zadowoleni. Dzięki temu mam poczucie sensu tego, że to co robię, jest dla kogoś ważne. Wydaje mi się, że to wystarczająco motywujące i ”speedujące”, żeby mieć właśnie taki sposób na życie.

SPiMW: Z kolei na pytanie "Co Pani robi, że jest taka piękna?" Odpowiedziała Pani, że uprawia Pani wzniosłe życie duchowe. Może Pani zdradzić, opisać na czym ono polega?
MJ: <śmiech> Gdy patrzysz na twarze ludzi starszych, jeśli dobrze się przyjrzysz, zobaczysz jak wyglądało ich życie. Zarówno codzienne, zewnętrzne jak i wewnętrzne. Wszystko to odbija się na twarzy człowieka. Moje życie duchowe polega na tym, że żyje w zgodzie ze swoimi potrzebami.
Nie tyle materialnymi, lecz tym co jest mi potrzebne do tak zwanego komfortu i poczucia bezpieczeństwa.Mieszkam na wsi, żyje bardzo prosto. Pomaga mi to uprawiać ten szalenie stresujący zawód. Pracuję z ludźmi, co nie jest łatwe. Każdy człowiek jest inny, nosi swoją maskę i nie zawsze jest chętny do tego, aby się otworzyć. Istnieją również problemy, które trzeba rozwiązywać…
Trzeba pogodzić się z wadami ludzi, z którymi jest się w trasie. Stres jest duży również wtedy, gdy wychodzi się na scenę. Całą swoją uwagę i energię ... wszystko co masz w głowie, musisz skierować na to, co chcesz na tej scenie zrobić. Jest to spory wysiłek. Ale życie na wsi ma to do siebie, że człowiek żyje bardziej w zgodzie z rytmem naturalnym. To daje pewne wyciszenie, spokój...a ja to lubię.

SPiMW: Czy ma Pani jakieś motto życiowe?
MJ: Myślę, że nie da się tego ująć w jednym zdaniu...Człowiek przechodzi w życiu różne chwile. Jednego dnia myśli tak, a drugiego już zupełnie inaczej. Najważniejsze jest jednak, abyśmy my ludzie wyzbyli się chociaż odrobiny swojego egoizmu... Abyśmy chcieli zrobić coś dla innych.

SPiMW: Lubi Pani spędzać czas w ogrodzie. A czym się Pani zajmuje gdy, jesień i zima na to nie pozwalają? Co jeszcze oprócz kwiatów "tulipanowo-różowo-irysowych" jest Pani hobby?
MJ: Mam się czym zajmować. Dom, w którym mieszkam jest w takim stanie, że wymaga remontu.
W dużej mierze staram się radzić sobie z tym sama, odmalowuję go. Poza tym mam pięć kotów
i dwa psy, a to już spora gromadka. W zimie najlepiej trochę posiedzieć i poszydełkować, poczytać książkę, obejrzeć jakiś dobry film...

SPiMW: Przejdźmy teraz do pytań związanych z Pani występami...Lady Punk, Kasa Chorych, Oddział Zamknięty, Dżem, TSA – to zespoły, z którymi pani współpracowała. Czy usłyszymy Panią jeszcze z jakimś równie sławnym zespołem?
MJ: Nie, nie planuję tego. Teraz mam swój zespół i na nim się koncentruje. Wymienione grupy grały,
bądź grają głównie rocka... A ja się tym nie zajmuję.

SPiMW: A co myśli Pani o tym co dzieje się ostatnio na scenie muzycznej? Czy nie uważa Pani, że ostatnio coraz bardziej brakuje nam piosenek z „przekazem”, ciekawym tekstem?
MJ: Teraz wszystkie piosenki są takie podobne do siebie, praktycznie takie same…! Ale taka jest właśnie muzyka pop, podlega różnym modom. Wszystko jest tu bardziej komercyjne. Mi jednak nigdy na tej komercyjności specjalnie nie zależało... Po prostu robię to, co robię. A, że moich kawałków nie puszczają w radiu…ani mnie to nie ziębi ani nie grzeje.

SPiMW: Jednakże ma Pani swoich stałych fanów...a zapewne przybywają i nowi… czy na Pani koncertach pojawia się wielu młodych ludzi?
MJ: Jeśli chodzi o wiek, jest z tym naprawdę różnie. Można powiedzieć, że na moje występy przychodzą trzy pokolenia...Zawsze, gdy gram w klubach, czy to w małych czy trochę większych, na 80 czy 400 osób - sala jest pełna. Nawet po paru latach przerwy w pracy artystycznej! Dobrze wiedzieć, że ludzie pamiętają o mnie i mojej muzyce.

SPiMW: Czym takie małe oddalone od Pani miejsca zamieszkania miasteczko jak Biskupiec zasłużyło, że ma zaszczyt gościć Panią dzisiaj? Nie było innych ofert, czy możemy się czuć wyróżnieni?
MJ: To wszystko leży w kwestii menagera. Jedziemy tam, gdzie są na to środki i nas zapraszają.
Nie jest powiedziane, że chcemy grać jedynie w dużych miastach. Charakterystyczne dla małych miejscowości jest to, że nie ma w nich empiku. Ludzie nie mogą ot tak wyjść i zakupić sobie płyty. Przywozimy do nich muzykę, której być może nie mieliby okazji wysłuchać gdzie indziej.

SPiMW: Grała Pani kiedyś na Warmii? A może była u nas na dłużej?
MJ: Dwa lata temu grałam w Olsztynie duży koncert z zespołem Voo Voo. Jednak tak na dłużej jeszcze na Warmii nie byłam... Być może kiedyś przyjadę, nie wiem tego.

SPiMW: Bardzo dziękujemy, że chciała Pani poświęcić swój czas na ten krótki wywiad. Było nam bardzo miło.

Z Martyną Jakubowicz rozmawiali:
Sylwia Paszkowska i Mariusz Wierzchowski

Źródło: Pod Tytułem nr. 2/2008

Reklama






Tłumaczenia